Hej! A więc tak, jak powiedziałam - dodaję prolog. Wprawdzie bardzo krótki, ale chciałam jedynie Was trochę zaciekawić całą historią:D Jeśli znajdą się czytelnicy, to wstawię za niedługo pierwszy rozdział, który jest już ukończony.
Pozdrawiam!
- Wiedziałem, że w końcu do mnie
przyjdziesz… - cichy głos mężczyzny był
pierwszym, co usłyszała po wejściu do ciemnego pokoju.
- Lepiej, żebyś nie myślał sobie
za dużo… - odpowiedziała szorstko dziewczyna, a w jej oczach zalśniła stal.
- Hmm, chyba jednak lepiej, żebym
myślał… - wyszeptał sugestywnie chłopak i wyłonił się wreszcie z ciemności.
Niemrawe światło padające z małej lapmki wiszącej nieopodal odbiło się w jego
jasnych włosach i oświetliło przystojne oblicze arystokraty. Jasna błękitna koszula
podkreślała jego szaroniebieskie tęczówki, które w obecnej chwili obserwowały
każdy jej ruch z wielką uwagą.
Hermiona zlustrowała go spojrzeniem
z góry w dół. Uśmiechnęła się lekko pod nosem. Nie był to jednak jej zwykły,
przyjacielski uśmiech, którym tak często w przeszłości obdarowywała świat. To
było ułożenie ust zupełnie nowej Hermiony. Hermiony, która przeżyła wojnę,
osamotnienie, śmierć bliskich. Hermiony, która nie miała już nic do stracenia.
Hermiony, która chciała brać od życia wszystko, co tylko zechciała, niezależnie
od konsekwencji - nimi się już więcej nie przejmowała. W tej chwili chciała po prostu Jego.
Podeszła więc jeszcze bliżej
mężczyzny, który był od niej wyższy o kilka dobrych cali i spojrzała w jego
szare, bystre oczy.
- Nie chcę tego żałować –
powiedziała dobitnie, jakby dając mu do zrozumienia, żeby się postarał.
- I nie będziesz, moja droga –
szepnął jej do ucha ochrypłym głosem, a jej ciało przeszedł dreszcz. Odszukał
ustami jej pełne wargi i złożył na nich szybki, drażniący pocałunek, który
wywoływał w niej jedynie chęć na więcej. On jednak widocznie się z nią droczył
i lekko się odsunął tak, aby znaleźć się poza jej zasięgiem. Warknęła cicho i
dłońmi przyciągnęła jego głowę, zatapiając się w namiętnym pocałunku. Blondyn
nie oponował. Ich ręce również nie
pozostały w bezruchu - po chwili oboje zachłannie już badali nawzajem swoje
ciała.
- Chodź… - wychrypiał jedynie w
przerwie między kolejnym zetknięciem ich ust, a po chwili oboje zniknęli w
ciemności, której małe, iskrzące się światło nie mogło rozświetlić.