poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Rozdział Drugi

Witajcie!
Przepraszam, że tak długo nie było notki, ale naprawdę trudno mi było znaleźć trochę czasu. Rozdział nie jest jeszcze w pełni skończony, dlatego publikuję na razie pierwszą jego część. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie i wciąż tutaj ktoś jest i przeczyta ten krótki tekst ;)




Pokój był naprawdę uroczy. Szczerze mówiąc, obawiała się tego, co mogło powstać z połączenia barw i stylu czterech różnych domów, ale całość wyglądała bardzo neutralnie. Nie był tak duży jak pokój wspólny Gryffindoru, ani tak przytulny, ale całość sprawiała miłe wrażenie dla oka. Meble były utrzymane w odcieniu stonowanego mahoniu, a dekoracyjne elementy, takie jak zasłony, obrusy, dywan oraz fotele ładnie wpasowywały się w całość delikatnym odciniem fioletu. Pośrodku na wysokiej ścianie obitej ciemnofioletową tkaniną znajdował się sztandar powstały z połączenia herbów wszystkich czterech domów Hogwartu. Pokój był pusty i podświetlany jedynie kilkoma świeczkami, co sprawiało, że wydawał się naprawdę tajemniczym miejscem. Hermiona zapomniała zupełnie o obecności Ślizgona i zastanawiała się, gdzie znajduje się pokój Gryfonów. Podążyła wzrokiem na górne piętro, na które wspinało się po krętych schodach. Korytarz na górnym piętrze był widoczny z dołu i dziewczyna mogła dojrzeć dwoje niewysokich drzwi po obu jego stronach. Pod schodami znajdowało się wejście do kolejnego pokoju, na którym majaczyła żółta barwa Hufflepuffu, więc zapewne było to dormitorium Puchonów. Podskoczyła w miejscu, gdy nagle usłyszała czyjś głos za sobą.- Więc tak to urządzili. – Hermiona odwróciła się w stronę kolejnych drzwi, które znajdowały się obok wejścia do całego obiektu, a naprzeciwko schodów. Były lekko uchylone i słychać było kroki stawiane po drewnianej posadzce. Hermiona spięła się, przypominając sobie, że nie jest sama. Jeżąc się na całym ciele, ruszyła po schodach na górę, domyślając się, że jedne z drzwi zapewne prowadzą do jej dormitorium. Wspięła się po drewnianych schodach, które lekko acz urokliwie skrzypiały pod jej stopami i w końcu znalazła się na górnym piętrze, z którego widać było parter, gdyż nie było zabudowane. Spojrzała ostatni raz w dół, ale Ślizgon już zamknął za sobą drzwi i nastała cisza i ciemność. Hermiona poszła w lewą stronę, co okazało się trafną dezycją – na drzwiach znajdowała się mała podobizna lwa. Uśmiechnęła się do siebie pod nosem i pchnęła lekko drzwi, które bez skrzypienia ustąpiły i poczuła się jak w domu.


~***~

Poranek pierwszego dnia nauki. Ósmy rok, który zastępował kilkunastu uczniom siódmą klasę, którą z własnej woli postanowili powtórzyć. Grupka utalentowanych i ambitnych czarodziejów, wyrywających się niemalże do zdobycia wykształcenia i wiedzy, którzy w tym momencie jednak, o ósmej rano, zatykali uszy poduszkami, kiedy denerwujący dźwięk pobudki rozbrzmiewał w całym pomieszczeniu.Hermiona spojrzała na zegar wiszący na przeciwległej ścianie. Dochodziła wpół do ósma, co oznaczało, że miała nieco ponad pół godziny na zjedzenie śniadania, powrót do pokoju po książki i udanie się na pierwszą lekcję, jaką była transmutacja. 
Zaletą tego nowego miejsca, oprócz mniejszej ilości domowników było jego położenie – blisko stąd było dosłownie wszędzie.Z przeciągłym ziewnięciem zwlokła się ociężale z łóżka, rzucając przelotne i jeszcze nieco nieprzytomne spojrzenie na jeszcze jedną śpiącą dziewczynę w jej pokoju – Parvati Patil. Lavender z oczywistych powodów zrezygnowała z możliwośći uzupełnienia swojej wiedzy – wykorzystała fakt, że brała udział w Ostatecznej Bitwie, poza tym jej ambicje nie sięgały zbyt głęboko i zatrudniła się jako stażystka w magicznym atelier urody Madame Dessert. Hermiona dmuchnęła, aby odgonić z twarzy kosmyki wypadające jej z kucyka i ruszyła do łazienki, która znajdowała się w korytarzu. Kiedy wyszła już gotowa – ubrana w mundurek, który wyglądał jednak nieco inaczej, niż jej stare odzienie – nie wyglądała jak uczniak, tylko jak ktoś o nieco wyższej i poważniejszej randze oraz z lekkim makijażem odświeżającym jej zaspaną twarz, otworzyła najpierw jedne, a potem kolejne drzwi i znalazła się na schodach i pięterku jej nowego Pokoju Wspólnego. Na dole krzątał się tylko Ernie MacMillan, który nieśmiało jej pomachał, na co Hermiona obojętnie kiwnęła głową i minęła go bez słowa i wyszła na chłodny i zaciemniony korytarz.

Zastanawiała się w drodze na dół, czy ósmy rocznik otrzymał również osobny stół, jednak po Wejściu do Wielkiej Sali okazało się, że wszystko zostało po staremu i najwyraźniej mogła usiąść przy stole Gryfonów. Miała zamiar wybrać zaciszne miejsce zaraz przy końcu Sali, gdzie nikt nie siedział, ale ku jej niezdowoleniu, którego jednak oczywiście nie okazała, zauważyła ją Ginewra Weasley, z którą starała się urwać kontakt, a raczej pozwolić na to, by samoczynnie wygasł. Wprawdzie były niegdyś świetnymi i szczerymi przyjaciółkami, ale po wojnie wszystko się zmieniło. Przypominała jej o rzeczach, o których pamiętać nie chciała. To ona była w ich grupce niedobitków, ale przede wszystkim była siostrą Ronalda, a jego już wspominać na pewno nie miała zamiaru. Odpowiedziała jednak w jej mniemaniu idealną imitacją uśmiechu dawnej przyjaciółce i zajęła miejsce obok niej. Przez następne piętnaście minut starała się odpowiadać w miarę entuzjastycznie na zaczepki i pytania Rudej, a w odpowiednich miejsach jej opowieści przytakiwać głową. Odetchnęła z ulgą, kiedy zostało jej nieco ponad dziesięć minut do lekcji i musiała już wracać do dormitorium po książki. 

Po chwili była już z powrotem na górze, chwaląc w duchu już drugi raz strategiczne położenie tego małego obiektu i szybkim krokiem wspięła się po schodach do swojego pokoju, by po chwili zbiegnąć po nich z płócienną torbą przewieszoną przez ramię. Nie zwracała uwagi zupełnie na otoczenie, dlatego po raz kolejny zaskoczyła ją w tym miejscu czyjaś obecność. Przy niewielkim stoliku siedział bardzo charakterystyczny Ślizgon, który zdawał się  nie zdawać sobie sprawy z tego, że ktoś mu się przypatruje. Jasne włosy opadły mu na czoło i oczy, a głowę podpierał na rękach. Hermiona zmierzyła go żałosnym wzrokiem, ale wciąż stała tam, jakby miała zamiar coś powiedzieć. Malfoy zorientował się chyba po chwili, że ktoś mu się przygląda, bo odwrócił się w jej stronę. Miał mocno podkrążone oczy, które wskazywały jednoznaczenie na to, że niezbyt dobrze pospał tej nocy. Czyżby wyrzuty sumienia? – pomyślała kąśliwie. Ale co ją to obchodziło!  Zeźlona na samą siebie, prychnęła pod nosem i posłała mu mrożące spojrzenie, po czym z furią opuściła pomieszczenie, odprowadzona jedynie przez beznamiętne spojrzenie blondyna, który potarł swoje oczy i złożył jasną głowę na blacie i momentalnie zasnął.

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rozdział Pierwszy

Witam :) Bardzo mnie cieszą Wasze komentarze, więc zgodnie z tym, co obiecałam, wstawiam szybko pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba i chociaż trochę zaciekawi Was ta historia :) 
Życzę miłej lektury! Następny rozdział pojawi się, jeśli wyrazicie chęć przeczytania go.
Pozdrawiam!

PS Od razu mówię, że nie posiadam Bety, więc przepraszam z góry za wszystkie błędy i niedociągnięcia



Hermiona po raz pierwszy w życiu aportowała się prosto pod same bramy Hogwartu. Był pierwszy września i cała szkoła jak zwykle przyjeżdżała ze stacji Kings Cross pociągiem, ale ona nie miała ochoty na przekomarzenie się z dzieciakami, które ostatnio coraz bardziej ją denerwowały, oraz w ogóle na mieszanie się z tłumem ludzi, którzy nic dla niej nie znaczyli.  Prawdę mówiąc unikała ich, jak tylko mogła.
Spojrzała w górę na okazały budynek. Był późny wieczór, cała szkoła prawdopodobnie jadła teraz przywitalny posiłek. Skrzywiła się na samą myśl. Ciekawe, kto zasiadał obecnie przy stole Gryffindoru. Bo na pewno nie jest to ani Harry, ani Ron, którzy nie wykazali najmniejszej chęci zaliczenia  siódmego roku, ponieważ od razu zostali przyjęci na szkolenie aurorów za wszytkie swoje zasługi wojenne. Prychnęła pod nosem. Ci dwaj nie mieli żadnych ambicji. Odkąd tylko skończyła się wojna, w tamtych dwóch chęc naprawiania świata tylko się pokrzepiła. Nie mieli nawet czasu, żeby spędzić z nią jeden, normalny dzień. Ostatnio nie miała go nawet dla niej Ginny…
Potrząsnęła głową, aby rozwiać nieprzyjemne myśli i pchnęła żeliwną, wysoką bramę, która w odpowiedzi zatrzeszczała złowieszczo. Szła przez kilka minut w milczeniu ciemną ścieżką i w końcu znalazła się w środku szkoły, a masywne drzwi zamknęły się za nią z głuchym hałasem, który rozniósł się po korytarzach.
W jej nozdrza uderzył znajomy zapach, który jeszcze niedawno kojarzył się jej się z wszystkim, co najlepsze. Woń pysznych potraw ulatniająca się z Wielkiej Sali, woń przygód i zabaw z przyjaciółmi, woń więzi i miłości…
Skrzywiła się z niesmakiem i szybko minęła gwarną salę, w której co rusz wybuchały okrzyki radośc, nawet nie zerkając w stronę otwartych drzwi. Prawie, że po ciemku doszła pod gabinet dyrektora, pamiętając ścieżkę prawie, że na pamięć. Nie zdawała sobie sprawy, że samotność w tych murach tak bardzo ją przygnębi. Nie miała tutaj ze sobą żadnego przyjaciela. Już w ogóle nie miała przyajciół…
Stanęła przed sporych rozmiarów, znajomo wyglądającym gobelinem, który się przed nią prawie natychmiast rozstąpił. Pewnym krokiem zaczęła wspinać się po kamiennych schodach, zastanawiając się, czy zastanie kogoś w środku. Kiedy zapukała pięścią w drewniane drzwi, nie było odpowiedzi. Z westchnieniem nacisnęła klamkę i znalazła się w prawie zupełnie ciemnym pomieszczeniu. Jej oczy wychwyciły zarysy znajomo wyglądających mebli, takich jak biurko dyrektora, czy dziwaczne sprzęty, których zastosowania nikt do końca nie znał. Uniosła różdżkę i szepnęła „Lumos”, a gdy kula światła rozesłała niebieskawe promienie dookoła, Hermiona wstrzymała oddech, gdy część z nich dotarła w kąt pomieszczenia. Nie była tutaj sama.

~***~

Czując się jak idiotka, której odebrało mowę w zasadzie bez większego powodu, zmusiła się, żeby zamknąć zdziwione usta i przybrała lekceważący wyraz twarzy, który ostatnio towarzyszył jej coraz częściej. Starała się ignorować fakt, że znajduje się w jednym pomieszczeniu z byłym śmierciożercą, który była akurat ostatnią osobą, jakiej spodziewała się w tym miejscu.
Chłopak zaczął się powoli odwracać i w końcu niebieskawe światło dosięgło i jego oczu, które sprawiały wrażenie intensywnie niebieskich. Jego mina wyrażała podobne zniechęcenie, jak wyraz twarzy Hermiony. Spodziewała się teraz usłyszeć stos obelg, które miałyby ugodzić w jej poczucie własnej wartości i wpędzić ją w poczucie winy z powodu jej mugolskiego pochodzenia. Nic jednak takiego się nie stało. Arystokrata skinął tylko głową i rzucił:
- Granger.
Hermionę ponownie zatkało na jego dosyć niecodzienne zachowanie, ale ponownie szybko się opanowała i po chwili odpowiedziała mu równie chłodnym głosem, a na jej twarzy czaił się pogardliwy uśmieszek.
- Malfoy.
Chłopak nic nie robił sobie z jej otwartej wrogości, tylko odwrócił się z powrotem w kierunku okna. Hermiona zastanawiała się, czy zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo go nienawidziła. Za to wszystko, za to był odpowiedzialny bezpośrednio bądź bezpośrednio, jak na przykład tortury w jego domu zadawane przez Bellatrix. Hermiona odruchowo się wzdrygnęła i jakby się w sobie zapadła, czując jakby ponownie znowu zostały wyryte w jej ciele tamte przykre słowa.
Był z pewnością odpowiedzialny za zdekonspirowanie kilku akcji, jakie starali się podejmować uczniowie w czasie wojny. Kto wie, ile osób przez niego zginęło. I on śmiał tutaj przyjść?! I co robił w gabinecie dyrektora? Wprawdzie słyszała o oczyszczeniu z zarzutów jego oraz Narcyzy Malfoy, ale nigdy by nie przypuszczała, że będzie miał czelność wrócić do Hogwartu. Już-już otwierała usta, żeby wyrzucić to wszystko z siebie niczym wulkan, którego lawa wręcz wrzała w środku, kiedy drzwi gabinetu otworzyły się i wszedł przez nie dyrektor, a świece automatycznie zapaliły się w całym pomieszczeniu.
- Och, jesteście już, moi drodzy. To dobrze, to bardzo dobrze… - zaczął pogodnym głosem, ale uwagi Hermiony nie umknął fakt, że ten staruszek posunął się w latach jeszcze bardziej. Nic dziwnego – wygranie tej wojny kosztowało go sporo wysiłku i mocy. Nie potrafiła się jednak zmusić do tego, żeby mu specjalnie współczuć. Nie, jeśli pozwolił tej arytokratycznej szumowinie wrócić do szkoły…
Dyrektor podszedł nieco  mniej żwawym niż kiedyś krokiem do biurka i dopiero wtedy spostrzegł, jaka atmofera panuje w pomieszczeniu.
- Panno Granger, mogłaby pani usiąść? Pana też o to proszę, panie Malfoy.
Dracon niechętnie podszedł do biurka i usiadł po przeciwnej stronie, niż dyrektor, a Hermiona ociągawszy się, po kilku sekundach uczyniła to samo, odsuwając się na swoim krześle jak najdalej tylko mogła od bladego chłopaka.
- Zacznę od tego, że niezmiernie się cieszę, że zechcieliście wrócić do tej szkoły, żeby ukończyć należycie swoją edukację, mimo tego, jak to jest w przypadku panny Granger, wcale nie musiała pani tego robić…
- Ależ musiałam, inaczej… - zaprotestowała Hermiona, ale dyrektor uciszył ją skinieniem ręki.
- Tak więc, oboje od dzisiaj należycie do pierwszego w historii szkoły ósmego rocznika, który będzie się uczył równolegle do rocznika siódmego. Będziecie mieli większość zajęć oddzielnie od nich, tak samo sprawa tyczy się dormitoriów.
- Jak to? – kolejny raz odezwała się Hermiona, ingorując zupełnie obecność osobnika siedzącego niecały metr od niej. Naprawdę liczyła, że będzie mogła zająć swoje stare łóżko w wieży Gryffindoru.
- Po wojnie liczba chętnych uczniów na naukę magii wzrosła o prawie jedną trzecią, tak więc domy przeżywają przepełnienie. Wiem, że zapewne jesteście przywiązani do swoich starych pomieszczeń, ale niestety byliśmy zmuszeni razem z gronem pedadogicznym utworzyć zupełnie nowe miejsce, w którym cały ósmy rocznik, czyli dziesiątka osób, znajdzie swoje miejsce spoczynku i pracy. Jest podzielone segmentami na domy, więc nie musicie się niczym martwić – powiedział, patrząc jak Hermiona wyraźnie chce zaoponować.
- Skoro jest nas dziesięcioro, to dlaczego jesteśmy tutaj tylko my dwoje? – spytała Hermiona, obdarzając kolejnym niechętnym spojrzeniem chłopaka.
- Ponieważ mam do pani pewną sprawę i stwierdziłem, że lepiej, gdy pan Malfoy będzie przy niej obecny.
- Sprawę? - spytała z powątpiewaniem dziewczyna. – Jaką?
- Widzisz, moja droga, Draconowi na pewno nie jest teraz łatwo odnaleźć się w środowisku czarodziei, które potępia go za zło, które wydarzyło się w tych ciemnych czasach…
- I słusznie! – nie wytrzymała dziewczyna i zmierzyła blondyna nienawistnym spojrzeniem.
- Panno Granger, proszę zachować spokój – upomniał ją nieco surowo starszy profesor. – Nie jesteśmy tutaj, aby osądzać pana Malfoya, który otrzymał drugą szansę. Chciałem powiedzieć, że to właśnie pani postawa może być jedynym sposobem, aby poczuł się z powrotem dobrze w tej szkole… Rozumie pani, wszyscy prędzej czy później zaczną naśladować pani postawę, jakakolwiek by ona nie była, więc jestem zmuszony panią poprosić, aby...
- Nie potrzebuję od niej niczego – odezwał się po raz pierwszy podczas tej rozmowy sam zainteresowany. – Nic od niej nie chcę.
- I dobrze, bo nic nie dostaniesz! – syknęła w jego stronę, cała się jeżąc, a jej oczy ciskały gromy.
- Proszę o spokój! Panno Granger, niech pani będzie rozsądna, tak samo pan, panie Malfoy. Jeśli nauczycie się współpracować, to możecie z tego wyciągnąć obustronne korzyści. Gdyby udało się pani chociaż publicznie nie okazywać takiej wrogości, byłbym bardzo wdzięczny. Życie społeczne tego człowieka zależy w zasadzie teraz tylko i wyłącznie od pani.
Hermiona złapała przenikliwe spojrzenie dyrektora i zamilkła na dłuższy moment. Nie miała wyjścia, musiała mu w tym momencie przytaknąć.
- Nic nie obiecuję – mruknęła cicho, z całej siły powstrzymując się od przeklęcia chłopaka siedzącego po jej prawej stronie, który był wyraźnie spięty.
- Poradzę sobie, profesorze – wszedł jej w zdanie blondyn, posyłając jej ciężkie spojrzenie, które trudno było do końca zidentyfkować. Wstał z krzesła i spojrzał na dyrektora, chcąc otrzymać pozwolenie na opuszczenie pomieszczenia.
Dyrektor westchnął ciężko:
- Dobrze, dobrze, możecie już iść spać. Jest późna godzina. Wasz nowy pokój wspólny wskaże wam skrzat – pstryknął palcami i wezwał malutką skrzatkę. – Wasze bagaże są już przy łóżkach. Miłej nocy.
Hermiona poszła w ślad za blondynem i również wstała z krzesła, kiwając głową profesorowi.
Wkrótce oboje stąpali przez ciemne korytarze, jak najdalej od siebie, ale jednocześnie na tyle blisko, żeby nie zgubić z oczu człapiącej przed nimi skrzatki, która dzielnie maszerowała przez pogrążony w ciszy zamek.
Wkrótce zostali zaprowadzeni do zachodniego skrzydła zamku pod obraz przedstawiający młodą kobietę kołyszącej się na hamaku.
Skrzat zniknął tak szybko, jak się pojawił i zapanowała cisza. Hermiona całą siłę woli koncentrowała na tym, żeby nie przekląć jakąś paskudną klątwą byłego śmierciożercy, a Dracon starał się zupełnie ignorować jej towarzystwo i pierwszy wszedł w ciemną przestrzeń za obrazem.
Hermiona została sama w ciemnym koratrzu, więc szybko weszła za ślizgonem. Kiedy zaświeciły się delikatne światła, zabrakło jej tchu z wrażenia na widok, jaki ukazał się jej oczom.

niedziela, 31 marca 2013

Prolog


Hej! A więc tak, jak powiedziałam - dodaję prolog. Wprawdzie bardzo krótki, ale chciałam jedynie Was trochę zaciekawić całą historią:D Jeśli znajdą się czytelnicy, to wstawię za niedługo pierwszy rozdział, który jest już ukończony.
Pozdrawiam!



- Wiedziałem, że w końcu do mnie przyjdziesz…  - cichy głos mężczyzny był pierwszym, co usłyszała po wejściu do ciemnego pokoju.
- Lepiej, żebyś nie myślał sobie za dużo… - odpowiedziała szorstko dziewczyna, a w jej oczach zalśniła stal.
- Hmm, chyba jednak lepiej, żebym myślał… - wyszeptał sugestywnie chłopak i wyłonił się wreszcie z ciemności. Niemrawe światło padające z małej lapmki wiszącej nieopodal odbiło się w jego jasnych włosach i oświetliło przystojne oblicze arystokraty. Jasna błękitna koszula podkreślała jego szaroniebieskie tęczówki, które w obecnej chwili obserwowały każdy jej ruch z wielką uwagą.
Hermiona zlustrowała go spojrzeniem z góry w dół. Uśmiechnęła się lekko pod nosem. Nie był to jednak jej zwykły, przyjacielski uśmiech, którym tak często w przeszłości obdarowywała świat. To było ułożenie ust zupełnie nowej Hermiony. Hermiony, która przeżyła wojnę, osamotnienie, śmierć bliskich. Hermiony, która nie miała już nic do stracenia. Hermiony, która chciała brać od życia wszystko, co tylko zechciała, niezależnie od konsekwencji - nimi się już więcej nie przejmowała.  W tej chwili chciała po prostu Jego.
Podeszła więc jeszcze bliżej mężczyzny, który był od niej wyższy o kilka dobrych cali i spojrzała w jego szare, bystre oczy.
- Nie chcę tego żałować – powiedziała dobitnie, jakby dając mu do zrozumienia, żeby się postarał.
- I nie będziesz, moja droga – szepnął jej do ucha ochrypłym głosem, a jej ciało przeszedł dreszcz. Odszukał ustami jej pełne wargi i złożył na nich szybki, drażniący pocałunek, który wywoływał w niej jedynie chęć na więcej. On jednak widocznie się z nią droczył i lekko się odsunął tak, aby znaleźć się poza jej zasięgiem. Warknęła cicho i dłońmi przyciągnęła jego głowę, zatapiając się w namiętnym pocałunku. Blondyn nie oponował.  Ich ręce również nie pozostały w bezruchu - po chwili oboje zachłannie już badali nawzajem swoje ciała.
- Chodź… - wychrypiał jedynie w przerwie między kolejnym zetknięciem ich ust, a po chwili oboje zniknęli w ciemności, której małe, iskrzące się światło nie mogło rozświetlić.

sobota, 30 marca 2013

Wstęp

Hej!
Na wstępie chciałam tylko poinformować Was o kilku sprawach.
Paring: Hermiona Granger x Dracon Malfoy
Czas trwania akcji: Rok szkolny zaraz po zakończeniu wojny z Voldemortem
Zarys fabuły: Główni bohaterowie postanowili wrócić do szkoły, aby ukończyć siódmy rok i zdobyć niezbędne im do dalszej kariery naukowej wykształcenie.
Severus Snape oraz Dumbledore żyją. Dracon nie zaliczył ostatniej klasy mimo tego, że uczęszczał na większość zajęć, z powodu podważenia wiarygodności ocen oraz sporej absencji.
Przewidywana ilość rozdziałów: około 20
Sceny +18 prawdopodobnie wystąpią

Wszelkie prawa do postaci i miejsc należą do J.K.Rowling.
Fabuła jest zamysłem mojej chorej wyobraźni.

Już jutro zamieszczę prolog, a jeśli znajdą się zainteresowani, to opowiadanie zostanie spisane :)

Pozdrawiam i życzę wesołych świąt,
Sevelis